Mówi się, że nikt nie przybywa tu przez przypadek.
Że wyspa przyciąga do siebie właśnie tych, którzy powinni się tu znaleźć.
Porto Santo to niekończące się lato, bezmiar krystalicznego turkusowego oceanu i być może najbardziej złote plaże na świecie.
To także wizyta w kulinarnym niebie doznań, wieczory o smaku wykwintnego wina, soczystych arbuzów i dojrzałych fig.
Spacery wzdłuż oceanu, poranne kawy z widokiem na wschodzące słońce, ale także cisza, jakiej nie da nam żadne miasto.
Porto Santo to również wyzwanie.
Tutejsze szczyty górskie przyprawią o dreszczyk emocji.
Punkty widokowe oszołomią perspektywą rajskiego krajobrazu, a niespieszne wycieczki rowerowe pomogą poznać wyspę z nowej perspektywy.
Ale jest coś jeszcze, o czym nie opowiedzą ci inni turyści.
Ta wyspa sprawi, że zwolnisz, zaczniesz głębiej oddychać.
Po pierwszych dniach pobytu zauważysz, że chodzisz jakby trochę wolniej.
Kwiaty pachną jakby trochę mocniej, w czarnej kawie odbija się złote słońce, a ty przypominasz sobie, co tak naprawdę jest ważne w życiu i ile jest jeszcze do odkrycia…
Zrozumiał to Krzysztof Kolumb (tak, TEN Krzysztof Kolumb), który mieszkał na Porto Santo. Dziś nie mamy pewności, czy przybył tu wiedziony słynnym pięknem wyspy, czy w kwestii handlowej, wiemy jednak, że od Porto Santo zaczęła się nowa droga życiowa – odkrywanie nowych lądów. Jakkolwiek było, warto odwiedzić dom Kolumba, który dziś funkcjonuje jako muzeum. Znajdziecie tam dokumenty, portrety, mapy i fragmenty starego trójmasztowca. Budzi wyobraźnię?
To dopiero początek rozbudzania wyobraźni.
Po dwóch, może trzech dniach przestaniesz pytać o hasło do wifi w każdej napotkanej knajpce. Przyjdzie moment, w którym usiądziesz spokojnie i poprosisz o kawę.
Moment, w którym pozwolisz sobie nie wiedzieć.
Nie będą cię interesowały gorące newsy z Polski i świata ani instagramowe zdjęcia ludzi, których tak naprawdę nawet nie znasz.
Skupisz się na szczerym gardłowym zaraźliwym śmiechu starych wyspiarzy.
Trzeba ci bowiem wiedzieć, że tu ludzie śmieją się często.
Śmieją się, bo życie na wyspie jest proste, nieskażone pragnieniem posiadania czy pośpiechem. Szybko zauważysz, że stajesz się częścią tej barwnej społeczności, kiedy nagle poczujesz na ramieniu czyjąś dłoń.
Pomyślisz „Znam go?”.
Nie, nie znasz.
On ciebie też nie.
Ale łączy was słońce, beztroska, złoty piach i głębia oceanu.
Tak żyje się na wyspie.
Po co się zamartwiać, skoro jutro też wzejdzie słońce?
Najlepiej zobaczyć je z jednego z tutejszych szczytów (marzeń?).
Powoli wyłoni się znad oceanu, z wolna rozświetli widnokrąg, by już po chwili wielka złota kula utorowała drogę żeglarzom…
Chociaż „trekking” nie brzmi szczególnie romantycznie, warto zwrócić uwagę na cząstkę „king” i może na chwilę stać się królem wyspy?
Bujny dojrzałą zielenią Pico do Castelo, ze szczytu którego rozciąga się oszałamiający widok?
A może wzniosłe serpentyny Pico da Juliana?
No, i on – Pico do Facho, dumnie górujący nad wyspą najwyższy szczyt, kiedyś będący punktem obserwacyjnym, dziś widokowym.
Pico do Gandaia, Pico do Maçarico, Pico Ana Fereira to tylko niektóre z malowniczych wzniesień. Podobno czasem w nocy na wzgórzach słychać zawodzący głos pieśniarzy fado…
Ale każdy medal ma dwie strony.
Skoro byliśmy na szczycie, może warto zahaczyć o dno?
Nie brzmi dobrze, to prawda.
A jednak – oceaniczne dno wokół Porto Santo kryje mnóstwo tajemnic.
Przybywają tu miłośnicy nurkowania z całego świata. Bogata oceaniczna flora i fauna spełniają oczekiwania najbardziej doświadczonych nurków.
Ci odważniejsi podziwiają wrak zatopionego u wybrzeży wyspy statku Madeirense.
Piach Porto Santo powinien zostać obwołany ósmym cudem świata.
Jego koloru nie da się porównać z plażami żadnej innej wyspy.
Mieni się, błyszczy, opalizuje.
Jest jak drogocenny kamień – z każdym spojrzeniem wygląda inaczej, jakby nas mamił, jakby oszukiwał…
Olbrzymie plaże wyspy pokryte są piaskiem pochodzenia koralowcowego, stąd ich barwa, faktura i niecodzienne trochę magiczne, trochę lecznicze właściwości.
Wygładza skórę, relaksuje, a do tego kuruje, pozwalając nam, jak to się często mówi, wygrzać się za wszystkie czasy.
Smagane wiatrem Porto Santo to także przejrzyste, czyste powietrze, którym warto się zachłysnąć. Zapomnijcie o smogu, zapomnijcie o dusznym miejskim krajobrazie. Tutejsi mieszkańcy dbają o ten skarb wyjątkowo walecznie.
Dość wspomnieć, że Porto Santo powoli staje się kolebką energii odnawialnej i przestawia na samochody elektryczne.
Porto Santo, o czym była już mowa, to jednak przede wszystkim niespieszny klimat, obezwładniająca aura spokoju, cisza, którą przerywa jedynie szum oceanu.
Porto Santo to także małe gościnne osady oraz tętniąca kolorami (choć nie zgiełkiem) stolica – Vila Baleira, najmocniej zaludniona część wyspy.
To tu sięgniecie po portugalskie specjały, zdrowe ryby, soczyste owoce i aromatyczne zioła.
Wyspa uchodzi za jeden z ostatnich zakątków Europy, do którego nie dotarła masowa turystyka. Dlaczego?
Ano dlatego, że Portugalczycy niechętnie dzielą się Porto Santo.
Chcą je mieć dla siebie.
Sąsiednia supergwiazda Madera?
Owszem, perełka.
Porto Santo?
Cenny klejnot.
Porto Santo to także klimatyczne mariny, romantyczne porty i zakątki, których się nie opisuje.
One są do odkrycia.
Śladami Kolumba, śladami waszych marzeń.